Wspomnienia o Zbyszku Hałasie
1.
Kiedy żegnamy człowieka, który efektami pracy zawodowej, działalności publicznej i postawy życiowej odcisnął trwałe piętno na swoim środowisku, zwykło się mówić, że kończy się pewna epoka. Śmierć Zbigniewa Halasa dla nowomiejskiego środowiska jest takim momentem, zamyka także pewien rozdział w życiu osób, które Go znały, miały okazję z Nim współpracować.
Zbigniew Hałas dzieciństwo spędził w Annapolu. Opuszcza dom rodzinny, aby podjąć naukę w Technikum Wychowania Fizycznego w Gdańsku Oliwie. W 1961 roku zostaje nauczycielem w Nowym Mieście nad Wartą. Po odbyciu służby wojskowej przez prawie rok pracuje w Prusach, następnie na kilka lat związuje się ze Szkolą Podstawową w Chromcu, w gminie Nowe Miasto nad Wartą z roczną przerwą, kiedy kierował Powiatowym Komitetem Kultury Fizycznej i Turystyki w Jarocinie. W 1973 roku z żoną Janiną i trojgiem dzieci osiada w Nowym Mieście nad Wartą.
Był nauczycielem, instruktorem harcerskim, trenerem. działaczem organizacji sportowych - człowiekiem instytucją, organizatorem życia sportowego w nowomiejskim środowisku. Przez 20 lat, dzięki pracy Zbyszka, szkoła nowomiejska znana była jako kuźnia młodych talentów sportowych - szczególnie w grach zespołowych, a absolwenci byli rozchwytywani przez szkoły średnie i kluby piłki koszykowej w Wielkopolsce.
Zbyszek autentycznie i z powodzeniem realizował wychowywanie poprzez sport wskazując młodzieży, że zasady fair play, zespołowego działania, dochodzenia do sukcesów poprzez wytrwałą pracę są uniwersalnymi zasadami życiowymi. Wśród metod wychowawczych dysponował najskuteczniejszą w procesie kształtowania młodego pokolenia - miał dla swoich podopiecznych czas.
Trudno byłoby zliczyć i wymienić osiągnięcia sportowe, miejsca na podium, medale zawodników prowadzonych przez Zbyszka Hałasa. Fakty te pozostają w kronikach i pamięci licznych uczestników tych wydarzeń, były i są dla nich inspiracją i motywacja do podejmowania wyzwań w dorosłym życiu.
Kolega Hałas był wychowawcą - specjalistą od niełatwych wychowawczo grup klasowych. W wieloletniej pracy dyrektora szkoły miałem niejednokrotnie okazję obserwować efekty tej pracy. Nie wiem, kim bym dzisiaj był, co bym w życiu robił, gdybym na swej szkolnej drodze nie spotkał Zbyszka - to jedna z wielu opinii rodziców dzisiejszych uczniów.
Nie cały człowiek odchodzi, pozostają w najbliższych słowa. pamięć o czynach, efekty pracy, skutki podejmowanych działań. Zbyszek Hałas był nauczycielem, pracował z wieloma, stąd cząstka jego osobowości pozostaje w wielu.
Modlimy się o spokój duszy naszego Kolegi i Przyjaciela, o to by dobry Bóg wspierał żonę i rodzinę w tych trudnych chwilach. Piszę te słowa, by tak po prostu podziękować Ci Zbyszku za to, że byłeś z nami, zachować we wdzięcznej pamięci nie tylko Twoje dokonania, ale także postawę życiową i zawołanie, nie tylko z boiska: Gramy, walczymy do końca!
Najtrudniejszy mecz swojego życia przyszło Zbyszkowi rozgrywać przez ostatnie 10 lat. Mając świadomość. że przeznaczeniem człowieka tu na Ziemi jest odejście, konsekwentnie zgodnie z wyznawaną zasadą gra trwała do końca, do ostatniego gwizdka Najwyższego Sędziego
Kiedy nadchodzi noc i harcerze udają się na spoczynek lub nocną wartę, stają w kręgu, aby przekazać sobie wzajemnie znak braterstwa. Nasz Kolega odszedł na wieczny spoczynek i wieczną wartę, dlatego my - koleżanki, koledzy, przyjaciele, uczniowie, druhowie stajemy w symbolicznym kręgu, aby żonie Janinie i najbliższym przesłać znak żalu, współczucia, wsparcia i przesłać sobie wzajemną iskrę pamięci, która będzie trwać.
W myślach wracają słowa, w sercu melodia:
Ogniska już dogasa blask
braterski splatamy krąg… .
Kto raz przyjaźni poznał moc
nie będzie trwonił słów
Przy innym ogniu...Zbyszku,
do zobaczenia znów.
Zdzisław Jędrzak
2.
Niełatwo jest żegnać własnego Ojca, który był zawsze dla nas wszystkich wielkim autorytetem.Był nieprzeciętnym wychowawcą. Jego szczególnym darem był łatwy kontakt z młodymi ludźmi i dziećmi. Potrafił dotrzeć do ich umysłów i serc.
Wydaje się, że to było tak niedawno, gdy w 1973 r. przybył do Nowego Miasta jako młody nauczyciel by pracować w tutejszej szkole do końca swego życia zawodowego. Co zastał w Nowym Mieście? Zastał tutaj bardzo podatny grunt do rozwijania swojej pasji, jaką była praca nauczyciela, a dokładniej trenera gier sportowych. Wykazywał duży talent do nauczania nie tylko gier zespołowych, ale także do wpajania swym podopiecznym potrzeby wspólnego działania w dążeniu do osiągnięcia określonego celu i kolektywnej współpracy grupowego działania. Właśnie te talenty doprowadziły do tego, że zespoły sportowe, grające w koszykówkę, piłkę ręczną czy piłkę siatkową z małego Nowego Miasta wygrywały z łatwością z faworyzowanymi szkołami z Poznania, Buku, Wrześni, Jarocina i wielu innych miast. Wpajał nam oraz wszystkim swoim wychowankom wartości, którymi sam się kierował, takie jak: uczciwość, szczerość, niezłomność, pracowitość, poczucie obowiązku, szacunek dla innych ludzi. Nigdy się nie wywyższał, jak również nikogo nigdy nie poniżał. Wyznawał zasadę bądź skromnym, ale znaj swoją wartość. Doprowadził swoich podopiecznych 7 razy do finałów ligowych rozgrywek wojewódzkich. To jednak nie jedyne sukcesy, jakie odnosił w pracy zawodowej. Jego największym sukcesem, a zarazem powodem do dumy było to, że wszyscy jego wychowankowie darzyli go wielkim szacunkiem i niekłamaną życzliwością.Za tę pracę został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Pamiętam jak wiele lat późnej jego uczniowie z różnych roczników i klas przychodzili do naszego domu i wspominali różne zdarzenia z lat szkolnych….
Pamiętam także ojca działalność poza zawodową. Jego zaangażowanie w działania Solidarności w 1980 roku i jak wszyscy drżeliśmy czy 13 grudnia 1981 nie będzie aresztowany, bo był wówczas przewodniczącym Solidarności w naszej miejscowości.
Wbrew wszystkim przeciwnościom losu, ojciec zawsze był optymistą i jak to się dziś ładnie mówi, widział zawsze szklankę do połowy pełną, a nie do połowy pustą. Nigdy nie przywiązywał wagi do rzeczy materialnych, a cenił przyjaźń, uczciwość, sprawiedliwość.
Mnie także nauczył wielu ważnych rzeczy, którymi do dziś się kieruję w swoim dorosłym życiu. Były to zasady takie jak to, że każda rozpoczęta praca musi być zakończona, że to, co się robi należy wykonywać najlepiej, jak się umie i z pełnym zaangażowaniem. I tę którą najbardziej zapamiętałem , że nigdy nie należy słuchać podszeptów złych i nieuczciwych ludzi.
Po zakończeniu pracy zawodowej w szkole podejmował się jeszcze wielu różnych prac. Między innymi wybudował dom, prowadził sklep i pracował w naszym mieście jako opiekun kortów tenisowych. Pracę tę musiał jednak przerwać w związku z wykrytą przez lekarzy w 2002 roku bardzo ciężką chorobą nowotworową. Pamiętam, kiedy wszyscy jeździliśmy wówczas do szpitala w Śremie, lekarze informowali nas wówczas, że dają mu jedynie 2 tygodnie życia. Nie znali oni jednak niezłomnego charakteru naszego Ojca, który w heroicznej walce z tą chorobą przeżył 10 lat. W walce, której nie dałby rady bez swojej żony, a naszej Mamy, która przez te wszystkie lata nie pozwalała mu się poddać i walczyła równie mężnie jak on. Pamiętam chwile kiedy ojciec, aby nas wszystkich pocieszyć, mówił nam, kiedy jego stan się poprawiał: „wiecie co, chyba już wreszcie zwalczyłem tego kraba”. Wiedział, że to niemożliwe, ale w ten sposób dodawał nam otuchy.
Tata pozostanie w naszej pamięci jako człowiek szlachetny, pełen wewnętrznego ciepła i życzliwości.
Święty Franciszek z Asyżu powiedział :,,Pochwalony bądź Panie mój, przez siostrę naszą śmierć cielesną, której żaden człowiek żyjący uniknąć nie może’’.
Nie mówię Ci żegnaj, lecz mówię do zobaczenia w rozumniejszym świecie – bo przecież kiedyś wszyscy się tak spotkamy.
Syn Tomasz Hałas
3. „Życie, jesteś chwilą, życie, tyś mym snem,
życie, tyś dniem krótkim, przemijasz jak cień.
Boże, tu na ziemi, aby kochać cię,
mam ten jeden dzień.”
Św. Franciszek Salezy powiedział; „Życie to czas, w którym szukamy Boga. Śmierć to czas, w którym Go znajdujemy. Wieczność to czas, w którym Go posiadamy”.
Ciężko opisać Dziadka Zbyszka w kilku słowach. Bo żadne z nich nie są w stanie powiedzieć, jakim był On człowiekiem. Radosnym, sympatycznym, ciepłym, kochanym… Kiedy przychodziłam się przytulić, zawsze miał otwarte ramiona i serce. Kiedy przychodziłam się poradzić, On starał się rozwiązać mój problem. Kiedy Go potrzebowałam, zawsze był na miejscu.
I choć bardzo trudno uwierzyć w to, że Dziadka nie ma już tu z nami fizycznie, to wierzymy, że teraz patrzy i czuwa nad nami z góry. Trzeba tylko wsłuchać się w ciszę, żeby usłyszeć Jego dobre rady….
Uczył nas wytrwałości i tego, że ciężką pracą, potem i łzami możemy osiągnąć wielkie rzeczy. I sam tego dokonywał. Wszyscy bardzo wiele Mu zawdzięczamy: zamiłowanie do sportu, upór i dążenie do celu mimo wszystko, niepoddawanie się przy pierwszej napotkanej przeszkodzie.
Dziadek kochał historię naszej Ojczyzny i mógł o niej opowiadać godzinami, a my czasem lubiliśmy usiąść i posłuchać.. Podziwialiśmy z jak wielką pasją do tego podchodził… interesowało Go wszystko, co dzieje się w naszym życiu. Był ciekawy świata, który cały czas odkrywał.
Dziadek Zbyszek był wspaniałym nauczycielem i wychowawcą młodzieży. Skąd to wiem? Z opowiadań Jego uczniów. Sama miałam okazję trenować pod Jego okiem i choć nigdy nie byłam dobrą koszykarką, to zobaczyłam, jak bardzo kochał sport. Każdy mecz piłki ręcznej, nożnej, koszykówki czy siatkówki, oglądany na żywo lub przed telewizorem, był ważnym wydarzeniem. Najbardziej wspominam mecze męskiej drużyny Riwala w Środzie Wlkp., którą Dziadek przez długi czas trenował. Nie raz było bardzo gorąco :-). Dobra taktyka, talent i pasja sprawiały, że wszystkie drużyny kierowane przez Dziadka odnosiły sukcesy.
W Dziadka życiu ważna była także muzyka. I również tym zamiłowaniem wraz z babcią zarazili nas wszystkich. Dziadek kochał śpiewać i często w trakcie spotkań rodzinnych i nie tylko padało magiczne zdanie: „Janka, przynieś gitarę”. W chórze Domino Cantemus, w którym razem z babcią i mamą śpiewali przez ostatnie 20 lat, Dziadek pełnił funkcję prezesa, a później honorowego prezesa.
Oprócz śpiewu Dziadek lubił także posłuchać dobrej muzyki instrumentalnej i potrafił nieźle tańczyć. O tym drugim dowiedziałam się właściwie 2 lata temu na ślubie mojego brata, kiedy Dziadek uczył nas podstawowego kroku rock and rolla i pokazowo zatańczył z babcią walca angielskiego.
Wszyscy znaliśmy Dziadka Zbyszka i każdy ma wiele wspomnień związanych z nim. Nie pozwólmy im odejść w zapomnienie, bo On będzie żył w naszych sercach tak długo, jak długo będziemy o Nim pamiętać.
Dla mnie Dziadek był i pozostanie wielkim autorytetem. Walczył z ciężką chorobą przez wiele lat bardzo dzielnie i jak dla mnie, to On tę walkę wygrał, bo tak samo jak w sporcie, w życiu i w chorobie nigdy się nie poddał.
I choć bardzo tęsknię za czasem spędzonym z Dziadkiem i bardzo mi ciężko, bo Jego tu nie ma, to jednak wierzę, że tam gdzie jest, trenuje kolejną drużynę i czuwa nad nami wszystkimi. Wierzę też w słowa pisarza Jana Grzegorczyka, który powiedział, że Pan Bóg zabiera człowieka dopiero wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na Niebo.
Wnuczka Marta Borowska